GospodarkaNaukaPaństwoPolskaZdrowie i medycyna

Prywatnym przedszkolom grożą bankructwa, bo nie mogą skorzystać z Tarczy Antykryzysowej

Prywatne przedszkola w trudnej sytuacji przez koronawirusa

Przedszkola i żłobki zostały zamknięte w połowie marca w związku z epidemią koronawirusa. W ramach stopniowego odmrażania gospodarki, rząd zgodził się na ich ponowne otwarte od 6 maja. Ostateczna decyzja o tym, czy te placówki zostaną otwarte należy jednak do samorządów. Część samorządowców nie zdecydowała się otworzyć placówek w terminie, ale planują to zrobić później.

Wprawdzie rząd wydał wytyczne dla placówek, lecz wątpliwości co do tego, jak to otwarcie ma wyglądać, wyrażali zarówno pracownicy tychże, jak i rodzice dzieci. Przedszkola przygotowane zgodnie z rządowymi wytycznymi wyglądają niestety bardzo smutno: na półkach zostały same plastikowe zabawki, a dzieci bawią się na podłodze, bo ze względów bezpieczeństwa trzeba było zwinąć dywany. Wielu rodziców po prostu rezygnuje z wysłania swoich pociech do placówek.

Taki stan rzeczy to bardzo duży problem dla wielu prywatnych przedszkoli. Te mogą nie przetrwać biznesowo epidemii. Część z nich już teraz traci płynność finansową, a niektóre dokładają do biznesu. Niestety okazuje się, że prywatnym placówkom nie należy się państwowa pomoc.

Koszty prowadzenia prywatnego przedszkola

Jak przyznają w rozmowie z Business Insider właściciele placówek, cześć z nich już w kwietniu straciło płynność finansową, a pozostali stracą ją w maju. Niektóre rozważają zamknięcie przedszkola na dobre, bo już wiedzą, że rodzice nie wrócą z dziećmi – bądź z powodu obaw o bezpieczeństwo, bądź będą kontynuować pracę zdalną i domową opiekę nad dziećmi.

Koszty stałe są często bardzo wysokie. Opieka nad przykładowo setką dzieci wymaga wynajmowania sporej przestrzeni i zatrudniania dużej liczby osób. Wynajem to zazwyczaj kwota od kilku – w przypadku najmniejszych placówek – do nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych. Podawane przez właścicieli kwoty oscylowały wokół 10-15 tysięcy złotych, chociaż w niektórych przedszkolach było to nawet 50-60 tysięcy.

Drugi element kosztów to pracownicy. W przypadku zatrudnienia nauczycieli personelu pomocniczego, średni koszt po stronie pracodawcy to kwoty rzędu 5-6 tysięcy złotych. Dziesięciu pracowników to więc wydatek rzędu 50-60 tysięcy złotych, ale już trzydziestu – a tylu mniej więcej potrzeba do obsługi ponad setki dzieci – 150-180 tysięcy. Pytani właściciele placówek zatrudniali właśnie nie mniej niż 10 osób.

Aby utrzymać klientów, właściciele placówek zmuszeni byli obniżyć czesne. W niektórych przypadkach nawet o połowę. Niestety odpływ klientów nie ustaje. W przypadkach mniejszych przedszkoli, przyjmujących na przykład 20-30 dzieci, do końca maja zrezygnuje nawet 50-60% ich rodziców.

Jak tłumaczy jedna z właścicielek:

W kwietniu uratowało nas, że personel zgodził się na zmniejszenie liczby godzin i tym samym pensji. Ale co będzie w maju, nie wiemy, szczególnie że ze względów bezpieczeństwa raczej się nie otworzymy.

Pomocy od państwa nie będzie

Chociaż wiele prywatnych przedszkoli jest w dramatycznej sytuacji, to trudno im szukać pomocy w państwowych programach. Prywatne przedszkola prowadzone przez osoby fizyczne nie kwalifikują się bowiem na rozwiązania Tarczy Antykryzysowej. Zgodnie z prawem ich właściciele nie prowadzą działalności gospodarczej tylko placówki oświatowe. Z Tarczy zaś mogą korzystać tylko przedsiębiorcy w definicji ustawy, czyli prowadzący działalność.

Do tego prywatne przedszkola otrzymywały subwencje od państwa, co jest uznawane za pomoc publiczną i dodatkowo utrudnia otrzymanie innej pomocy. Jak zauważa właścicielka jednej z placówek, subwencje te mogą również ulec zmniejszeniu:

Spodziewamy się, że z uwagi na kilkumiesięczną przerwę, dotacje na przedszkole pewnie zmniejszą się w najbliższym czasie, kiedy nastąpi weryfikacja, ile kosztuje utrzymanie dziecka w państwowej placówce – od tego zależy wysokość dotacji. Istnieje ryzyko, że drastycznie się one zmniejszą w październiku i potem kwietniu 2021 roku.

W najlepszej sytuacji placówki, za którymi stoi zamożny inwestor – duża spółka czy bogata osoba. Takie przedszkola stać na utrzymanie płynności w czasach kryzysu wywołanego epidemią. Pozostali muszą jednak walczyć o przetrwanie, a jeśli zaczną masowo upadać, będzie to stanowić poważny problem społeczny. Przed tym państwo jednak ich nie chroni.

Źródło: Business Insider

Tagi

Polecane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Back to top button
Close
Close