CBA zaprzecza, że doszło u nich do kradzieży… po czym zatrzymuje podejrzanych. W tle afery utajnione śledztwo i pranie brudnych pieniędzy w stsie.
W styczniu portal Onet ujawnił, że pracownica pionu finansowego CBA miała ukraść z funduszu operacyjnego tej instytucji 5,5 miliona złotych. Gazeta Wyborcza powołując się na informatora z CBA, podała z kolei, że tak naprawdę z kasy funduszu operacyjnego zniknęło nawet 15 milionów złotych.
Mimo iż biuro prasowe CBA zaprzeczyło opisywanym nieprawidłowościom i kradzieży, pod koniec stycznia Katarzyna G. została zatrzymana wraz ze swoim mężem Dariuszem G. pod zarzutem przywłaszczenia znacznych środków. Ze względu na całkowite utajnienie nie wiadomo o jaką kwotę skradzionych pieniędzy chodzi, ani także w jakim okresie kasjerka miała okradać CBA.
Zatrzymani wpadli podczas corocznego rozliczania funduszy operacyjnych przez delegatury Biura. Jak podaje Puls Biznesu, mąż kobiety miał prać skradzione pieniądze w… STS-ie, regularnie obstawiając zakłady w wysokości od kilkunastu do nawet 20 tysięcy złotych. CBA zabezpieczyło środki Dariusza G. na koncie u bukmachera, a prokuratura bada czy firma postępowała zgodnie z przepisami o przeciwdziałaniu praniu pieniędzy i finansowaniu terroryzmu.
Jak informuje Puls Biznesu, zatrzymany był stałym klientem między innymi polskiej firmy bukmacherskiej STS. Menedżer STS Łukasz Borkowski przyznaje, że prokuratura zgłosiła się do jego firmy w tej sprawie.
Prokuratura zgłosiła się do nas – tak jak do innych firm bukmacherskich – z zapytaniem w tej sprawie. Odpowiedzieliśmy na nie i pozostajemy do dyspozycji organów państwowych.
Menedżer stwierdził, że nie może mówić o żadnym kliencie i nie może potwierdzić, że zatrzymany był ich klientem. Zapewnia jednak, że spółka dopełniła wszelkich obowiązków wynikających z przepisów przeciwdziałających nadużyciom finansowym.
Resort finansów potwierdza, że zgodnie z przepisami bukmacherzy muszą obowiązkowo przekazywać Generalnemu Inspektorowi Informacji Finansowej informacje o każdej wpłacie o równowartości minimum 15 tysięcy euro. Sam zatrzymany Dariusz G. skorzystał więc z luki prawnej, ponieważ obstawiał zakłady na sumę nieprzekraczającej tej kwoty. Ustawa nie precyzuje również limitu czasu, który miałby “wiązać” poszczególne transakcje w jedną, a spółki bukmacherskie mają wolną rękę w przypadku ustalania czy kilka wpłat w krótkim odstępie traktować jako jedną czy kilka pojedynczych transakcji. Jak przyznaje gazecie osoba ze służb, przepisy dają więc nieograniczone możliwości w przypadku prania brudnych pieniędzy za pomocą hazardu.
Takie stawianie sprawy właściwie zwalnia z jakiejkolwiek kontroli wpłat poniżej 15 tysięcy euro. (…) Ta historia pokazuje, że hazard jest poza jakąkolwiek kontrolą.
Źródło: Onet, Gazeta Wyborcza, Puls Biznesu