NaukaOchrona środowiskaPaństwoŚwiat

Jeże sieją spustoszenie w Nowej Zelandii! “Maszyny do zabijania!”

Jeże to prawdziwe maszyny do zabijania

Malutkie, okrągłe, kolczaste tuptacze, myte szamponem do filmów na YouTube. Tak, chodzi o jeże. To one ze wszystkich ssaków nocnych, które można spotkać w ogródku, są z pewnością najsłodsze. Jednak w Nowej Zelandii te małe, kolczaste stworzenia są maszynami do zabijania. Zostały tam przywiezione przez brytyjskich osadników, aby mieszkańcy poczuli się bardziej jak w domu. Drobne ssaki dobrze się rozmnażają, co jednocześnie oznacza zagładę dla rodzimej przyrody.

Nowa Zelandia to raj dla jeży. Podczas gdy w Europie polują na nie kuny leśne, lisy i borsuki, jeże nowozelandzkie mają niewielu wrogów. Niekontrolowane przez łańcuch pokarmowy, błądzą błogo przez lasy i ogrody, zjadając ogromną liczbę rodzimych stworzeń.

Coraz częściej wychodzi na jaw, ile szkód mogą wyrządzić. Pojedynczy, oddany jeż pożre liczne rodzime jaszczurki, ptasie jaja i wētā – rodzaj dużego nielotnego świerszcza występującego tylko w Nowej Zelandii. Jedno z badań wykazało 283 nogi wētā w żołądku jednego jeża. Oznacza to, że w ciągu 24 godzin jeż pożarł około 60 zwierząt.

– mówi Nick Foster, doktorant z University of Otago, który prowadzi badania nad jeżami.

Aby zrozumieć ruch jeży, Foster łapie je i oznacza je nadajnikami GPS. Naukowiec wędruje po buszu, wyposażony w wojskowe zestawy termowizyjne.

Ścigasz te 600-gramowe zwierzęta, spacerując w nocy z tymi termicznymi okularami. Wydaje się, że to przesada, ale obroże GPS ujawniły jeże wędrujące dalej, niż większość by sobie wyobrażała. Jeden z nich zawędrował 2 kilometry w górę.

– dodaje.

Kamerzysta posiedzi w lochu trochę dłużej. Sąd przedłużył mu areszt

Jeże należy wybić?

Kraj prowadzi ambitną kampanię mającą na celu wytępienie sprowadzonych drapieżników do 2050 r. Używa się w tym celu mieszanki pułapek, polowań i trucizny. Nowej Zelandii udało się wytępić jeże na niektórych przybrzeżnych wyspach, ale zrobienie tego na kontynencie jest znacznie trudniejsze. Foster pracuje nad Te Manahuna Aoraki, projektem ochrony przyrody, który ma na celu uwolnienie 310 000 hektarów od drapieżników, wykorzystując otaczające góry i naturalne bariery, aby stworzyć rodzaj „wyspy” w głębi lądu.

Zwalczanie jeży jest jednak postrzegane bardzo krytycznie w Nowej Zelandii. Oposy, szczury i gronostaje, z obnażonymi zębami i mniej pochlebnymi twarzami, są powszechnie akceptowane przez społeczeństwo jako nikczemni najeźdźcy, których trzeba wytępić. A jeże? Jeże są urocze. Foster mówi, że istnieje „pewna bariera psychologiczna”, jeśli chodzi o wytępienie jeża – problem, który, jak twierdzi, niektórzy badacze nazwali „efektem Beatrix Potter”.

Jeże od dawna zajmują szczególne miejsce w sercach Nowozelandczyków z Pākehā, grupy etnicznej wywodzącej się od europejskich imigrantów i kolonistów. Jeże wprowadzono celowo, aby przypomnieć osadnikom o ogrodach przydomowych. Wraz ze wzrostem importu ludzie zaczęli tracić z oczu swoje kolczaste ładunki – kilku uciekło z gołębnika w Christchurch w 1890 roku. Obecnie nie ma jasnych szacunków dotyczących wzrostu populacji jeży, ale w Nowej Zelandii jest ich więcej niż w Wielkiej Brytanii. Najlepsze oszacowanie to około dwóch do czterech jeży na hektar, a osiem w optymalnych warunkach.

Naukowcy żałują nieszczęsnego jeża. To przecież nie ich wina, że ​​tu trafiły, potuptali i teraz stanowią takie zagrożenie. Podkreślają, że ich wytępienie powinno odbywać się za pomocą odpowiednich, humanitarnych pułapek oraz w ukierunkowany, strategiczny sposób, a nie przez przypadkowe próby zabicia.

Nie nienawidzę jeży. To ciekawe, inteligentne, charyzmatyczne stworzenia… Nikt nie chce, aby jeż cierpiał.

– mówi Foster i dodaje, że wybicie jeży z danego obszaru, jest w rzeczywistości propozycją bardziej etyczną, niż stała kontrola populacji, która wymaga ponownego zabijania każdego pokolenia.

Źródło: The Guardian

 

Tagi

Polecane artykuły

2 Komentarze

  1. n.z. 90% kraju nie ma zasiegu. zasieg tylko w miastach i na glównych drogach. czasem trzeba przejechac 100 km zeby miec zasieg. leje. nie mozna WOGÓLE wysiadac z auta bo meszki. zawsze i wszedzie. leje. nazi department of tourism zabrania wszystkiego, wszedzie. spanie na dziko to bullshit – albo masa niemców, albo o 6tej rano przychodzi nazi i daje mandat. leje. depresja. kilo baraniny w sklepie 40 dolarów. surowej. gotowej do jedzenia nie ma. kilo czeresni 40 dolarów. leje. benzyna w cenie europy, dwa razy wiecej niz w australii. 4 razy wiecej niz US. leje. meszki. cale fjordy nie maja dróg, sa niedostepne. meszki. leje. komary i baki w arktyce to zero w porównaniu do meszek. leje. zeby znalezc miejsce na noc, trzeba pojezdzic ze 2-3 godziny, wszedzie ploty i zakazy. wszedzie!!!!! aplikacje z miejscami do spania wysylyja wzystkich niemców na malutkie parkingi na 5 aut, stoi sie drzwi w drzwi, jak przed supermarketem. jak sie stanie z boku, to mandat. leje. meszki. nie mozna zagotowac wody bo meszki. i leje. trzeba przeskakiwac wyspe z poludnia na pólnoc, albo wschód zachód zeby nie lalo. n.z. jablka po 5 dolarów za kilo. te same jablka wszedzie indziej na swiecie po 1.50 dolara. aftershave za 50 dolarów w normalnym swiecie tam kosztuje 180.
    wszystkie mosty sa na jedno auto, poza Auckland. miasteczka wygladaja tak: bank, china takeout, empty store, second hand ze starymi smieciami, empty store, china takeout, second hand, bank and so on – kompletny upadek i depresja. pierwszy raz w zyciu kupowalem w second handzie. wejscie na gorace kapiele 100 dolarów. dwa razy psychopaci zagrazali mojemu zyciu (wyspa pólnocna, srodek-wschód), jeden z shotgunem. policja to ignoruje.
    co by tu jeszcze? jest pare dobrych rzeczy, wymieniam zle, bo NIKT tego nie mówi. bardzo latwo zarejestrowac auto, ubezpieczenia nieobowiazkowe i tanie. przeglad co 6 miesiecy. w morzu sie nikt nie kapie, poza surferami, zimno, prady. meszki doprowadzaja do obledu.nie ma na nie sposobu. wszedzie mlodociane adolfki. tysiacami. supermarkety, maja ich 3, sa tak zle,ze nie ma co jesc. marzy sie o powrocie do swiata i normalnym jedzeniu. ogólnie marzy sie o normalnym swiecie, caly czas odlicza dni do wyjazdu . w goracych wodach maja amebe co wchodzi do mózgu. no chyba ze sie zaplaci 100 dolarów za wstep, to mówia ze nie ma ameby

  2. sprzedaz auta w n. zeelandii – moze nie byc slodko:

    konczylem wakacje w n.z w marcu, czyli ichniej jesieni, w christchurch. oczywiscie chcialem sprzedac auto, kupione tanio i raczej parchate. kupione z zalozeniem, ze oddam je na zlom. za zlomy placa roznie, ale max. okolo 300 nzd, w duzych miastach. na dlugo przed momentem pozbycia sie auta szukalem wszelkich mozliwych sposobow sprzedazy. i klientow. miejscowi sa kompletnie dolujacy, na ogloszenie – auto na sprzedaz – zawsze odpowiadaja pytaniem czy auto jest wciaz na sprzedaz, a po odpowiedzi potwierdzajacej milkna. wszyscy. takie zboczenie narodowe. jedna niemka w swoim ogloszeniu napisala: tak, auto jest na sprzedaz, tak, auto jest na sprzedaz. na pewno wciaz dostawala pytanie, czy auto jest na sprzedaz. w miedzyczasie sprzedalem kola, na ktorych byly dobre opony, zamieniajac sie na lyse. probowalem sprzedac akumulator, jako ze mialem drugi, slaby, ktory juz nie chcial krecic po nocy z przymrozkami. ten slaby wystarczyl, zeby dojechac na zlom. zapomnialem, ze mam dobry bagaznik dachowy, i ze moge go sprzedac – do dzis sie pukam w glowie. tak wiec sprzedawalem co sie dalo po kawalku. oczywiscie przy okazji sprzedazy wszelkiego sprzetu kampingowego i wszystkiego, co bylo sprzedajne. a w n.z., krolestwie shit,u, wszystko jest. w christchurch pojechalem na auto gielde dla backpackersow. po lecie, czyli na koniec sezonu, bylo tam kilkanascie vanow, wartych miedzy 6 a 15 tys. nzd. i nic innego. I ZERO KUPUJACYCH!!! zero. mniemniaszki, co to wylozyli taka kase na swoje autka, plakali, ze latwiej sprzedac auto na antarktydzie. a czego sie spodziewali kupujac auto? naiwne dzieci? nawet nie bylo tam sępow i naciagaczy, placacych po 500 dolarow za auto. jest ich w tym kraju mnostwo, mnie tez podchodzili z tak kosmicznymi propozycjami, ze ja bym nigdy takiego oszustwa nie wymyslil. np. : zostaw mi auto i upowaznij do sprzedazy, a jak go sprzedam, to ci wysle kase gdziekolwiek w swiecie. i kilka innych, co juz nawet wole nie pamietac.
    konczac wakacje, chcialoby sie pozbyc auta w przeddzien wylotu. a to jest nieosiagalne, jesli chce sie sprzedac. jak sie sprzeda wczesniej, to trzeba , przez nie wiadomo ile dni, spac w hostelu. ( w ch.ch. noc w hostelu dochodzila do 100 nzd., w izbie zbiorczej troche taniej) wiec sie trzeba kisic w miescie, nie wiadomo po co, w syfie, tracic czas i pieniadze. bez sensu. a jak sie nie sprzeda? porzucic na parkingu przed lotniskiem? niektorzy to proponowali. ale 15 tys. nzd szlag trafia. tez bez sensu.
    dalem za swojego parszka 850 dollar, troche w nim musialem dlubac, przywiozlem sobie podstawowe narzedzia. musialem zmienic opony, bo zdarlem na szutrach do drutow. oczywiscie ze zlomu. tak ze dolozylem pare stow na rozne czesci. na zlom oddalem go za 300, za kola wzialem 150. spalem w nim do ostatniej chwili, ze zlomu pojechalem prosto na lotnisko. ogolnie, nie wydalem na spanie ani jednego centa przez kilka miesiecy. oczywiscie wydalem na benzyne, bo zeby znalezc miejsce na noc, czasem trzeba bylo duuuuzo sie najezdzic.
    a adolfki z gieldy dla backpackers? nie mam pojecia, ale ich zalamane miny i wyparowana buta byly slodkie. tudziez ich glupota, bezdenny brak wyobrazni. das ist keine deutschland, menschen. angielski swiat nie dziala po niemiecku, a autka do oszustow po 5 stów! albo zostawione przed lotniskiem….

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Back to top button
Close
Close